Rower 2001 - 2009

Rok 2001

Poczynając od pamiętnego dnia 1 maja 2001 roku, czyli daty zakupu mojego drugiego licznika „Mate 2” Zaczynam historię mojej przygody z rowerem. Natomiast pierwsze tysiąc kilometrów wykręciłem w 27 dni. Był to dopiero początek moje wielkiej przygody z rowerami.
Moja pierwsza "dziewicza” jak pierwszy rejs statku, Wyprawa Rowerowa. 160 pierwszych wtedy magicznych kilometrów. Trasa wiodła przez Brzeziny dalej trasą 72 przez Jeżów → Rawy Mazowieckiej → „Gierkówką” przez Tomaszów Mazowiecki, → Piotrkowa Trybunalskiego, Dalej starą trasą przez Tuszyn → Rzgowa → Wolę Rakową → Dom.
22 Sierpnia po dwóch dniach spędzonych z pieszą pielgrzymką łódzką, powróciłem do domu samochodem, 23-go rankiem o godzinie 330 wyruszyłem na trasę „W pogoni za pielgrzymką” jadąc jeszcze po ciemku Trasą A1 ze Rzgowa do zjazdu na Bełchatów, a dalej przez wioski aż do Łękawy by o godzinie 800 zastać w Łękawie moją grupę na śniadanku.
26 Sierpnia w święto Matki Boskiej Częstochowskiej po porannej mszy dla pielgrzymów z Łodzi o godzinie 1100 wyruszyłem ja i mój kuzyn Piotrek w drogę powrotną z Jasnej Góry. Była to cięszka trasa z tej racji że ja miałem rower z wielkością kół 26’ a Piotrek 24’. Więc biedny nakręcił się sporo więcej ode mnie. Jechaliśmy cały czas trasą A1 aż do Rzgowa, po drodze odpoczywając Średnio co 20-30 kilometrów było to dla mnie bardzo męczące. Do domu dojechaliśmy około godziny 18. Przejechaliśmy 135 kilometrów.
Jesienią poznałem Jacka, który miał już za sobą parę wypraw, wspólnie zaczęliśmy planować naszą pierwszą wyprawę.

TYSIĄCE KILOMETRÓW

1000 Kilometrów 27 Maj
2000 Kilometrów 25 Czerwiec
3000 Kilometrów 23 Sierpień
4000 Kilometrów 4 Listopad
4183 Kilometrów 31 Grudzień



Miasta w których byłem w tym roku

1. Łódź 2. Brzeziny 3. Koluszki 4. Tuszyn 5. Tomaszów Mazowiecki
6. Rawa Mazowiecka 7. Piotrków Trybunalski 8. Czętochachowa


Rekordowe Dystanse

16 Czerwiec 160 Kilometrów
26 Sierpień 135 Kilometrów
14 Czerwiec 115 Kilometrów


Rok 2002

Tej Wiosny, a właściwie jeszcze zimy rozpocząłem „ostrą Jazdę”. Zakończyła się ona dla mnie pechowo bo jakiś kundel na Wiączyniu ugryzł mnie w nogę.

W Święto pracy wybrałem się na wyprawę po okolicy trasą Brzeziny trasą na Łowicz do Łyszkowic, aby dalej pokierować się na wschód do Skierniewic. Dalej na południe przez Jeżów do Koluszek i dalej przez Gałków, Justynów do Andrespola.

17 – 18 Maja WYPRAWA ROWEROWA „LEDNICA 2002” 250 KM
Była to moja pierwsza większa wyprawa rowerowa. Pojechaliśmy w składzie: Marcin(czyli ja), Jacek i Kuba. Niestety tego dnia wiatry nam ni sprzyjały przez większość trasy jechaliśmy pod wiatr. Mijając po drodze Łódź, Konstantynów Łódzki, Lutomiersk, Uniejów, Turek Tuliszków, a dalej przed Koninem wepchaliśmy się na A2 i po paru kilometrach skapneliśmy się że jest zakaz jazdy dla rowerzystów odbiliśmy w bok i ostatecznie wylądowaliśmy na noclegu w Słupcy na plebani. Na drugi dzień wyjechaliśmy rano i po małej kraksie jeszcze w Słupcy ruszyliśmy w stronę pierwszej stolicy Polski Gniezna. Po zwiedzeniu katedry i odpoczynku, udaliśmy się na pola Lednickie.

20 Lipca Mały wypad po okolicy 120 KM.
Trasa: Brzeziny, krajową 72 → do Rawa Mazowiecka dalej „gierkówką” → Tomaszowa Mazowieckiego, → Ujazd → Rokiciny → Kurowice → Andrespol → Dom.
8 Września 165 KM.
Trasa: Łódź, Aleksandrów Łódzki → Szadek → Zduńska Wola → Łask →
Wadlew → Tuszyn → Czarnocin → Brójce → Wola Rakowa → Dom.


TYSIĄCE KILOMETRÓW

5000 Kilometrów 16 kwiecień
6000 Kilometrów 12 Maj
7000 Kilometrów 23 Czerwiec
8000 Kilometrów 18 Lipiec
9000 Kilometrów 25 Sierpień
10000 Kilometrów 14 Wrzesień
10804 Kilometrów 31 grudzień

Miasta w których byłem w tym roku

1.(9) Stryków 2.(10) Pabianice 3.(11) Łask 4.(12) Konstantynów Łódzki 5.(13) Zgierz 6.(14) Aleksandrów Łódzki 7.(15) Skierniewice 8.(16) Szadek 9.(17) Bełchatów 10.(18) Uniejów 11.(19) Zduńska Wola 12.(20) Turek 13.(21) Słupca 14.(22) Tuliszków 15.(23) Witkowo 16.(24) Gniezno


Rekordowe Dystanse

17 Maj 180 Kilometrów
08 Wrzesień 165 Kilometrów
01 Maj 140 Kilometrów


Rok 2003

4 Lutego Kupiłem mój nowy rower „Autor Prime (M) 03”. Zaś 7 Lutego nowy Licznik „Mate 3”.

30 Marca 70 KM. – Pierwszy wiosenny wypad.
Trasa: Andrespol → Małczew → Witkowice → Koluszki → Budziszewicwe → Ujazd → Rokiciny → Kurowice → Andrespol → Dom.

20 Kwietnia 105 KM. – Wielkanocna jazda.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Jeżów → Ujazd → Wolbórz → Baby → Będków → Czarnocin → Brójce → Wola Rakowa → Dom.

21 Kwietnia 85 KM. – Dodatkowy speed uciekając przed laniem, Śmingus dyngus.Trasa: Andrespol → Bedoń→ Wiączyń→ Nowosolna→ Niesółków→ Kołacin (w okolicy była nieudana próba wody z samochoduJ) → Jeżów→ Koluszki→ Borowa→ Kurowice→ Andrespol→ Dom.

1 Maja 155 KM. – wiatr i krzywe siodło.
Trasa: Wola Rakowa → Rzgów → Pabianice → Łask (dalej z wiatremJ) → Wadlew → Piotrków Trybunalski ( remontowano autostradę i jechałem po pustym pasie) → Tomaszów Mazowiecki → Rokiciny → Kurowice → Andrespol → Dom.

3 Maja 80 KM. – Święto konstytucji z Rejmontem w tle.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Rogów Arboretum → Lipce Reymontowskie → Kołacin → Brzeziny → Andrespol → Dom.

8 Czerwca 240 KM. – Wielki powrót z Lednicy.Trasa: Jezioro Lednickie (Ryba) → Czerniejewo→ Mielrzyń→ Słupca→ Ląd → Zagórów→ Rzgów→ Tuliszków→ Turek→ Uniejów→ Poddębice→ Brudnów (2 godziny odpoczynku)→ Kuciny→ Aleksandrów Łódzki→ Łódż→ Andrespol→ Dom.

14 Czerwca 70 KM.Trasa: Andrespol → Łódź „Geant”→ Łódź Doły→ Nowosolna→ Sierżnia→ Brzeziny→ Rochna → Koluszki→ Gałków→ Justynów→ Andrespol→ Dom

15 Czerwca 90 KM.
Trasa: Wola Rakowa → Modlica → Tuszyn → Dłutów → Pabianice → Ksawerów → Stawy Stefańskiego → Ksawerów → Łódź Ruda → Łódź CZMP → Łódź Wiskitno → Łódz Feliksin → Dom.

17 Czerwca 75 KM.Trasa: Andrespol → Brzeziny→ Jezów→ Budziszewice→ Koluszki→ Gałków→ Justynów→ Andrespol→ Dom.


12 Lipca 75 KM.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Kołacin → Głowno → Stryków → Sieżnia → Nowosolna → Andrzejów → Andrespol → Dom.

20 Lipca 80 KM. – Wypad z flakiem.
Trasa: Wola Rakowa → Brójce → Czarnocin → Podolin → Srock → Gutów Mały → Jutrosew → Dłutów ( z dłutowa na flaku do Ksawerowa) → Pabianice → Ksawerów → Łódź Ruda → Łódź CZMP → Łódź Wiskitno → Łódz Feliksin → Dom.

22 Lipca – WYMIANA TYLNIEJ OPONY.

Wyprawa "Pomorze 2003" 8-14 Sierpięń - 950 KM

Dzień 1 8-08 Piątek 175 KM.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Łyszkowice → Łowicz → Sanniki → Gąbin → Płock →Lipno.

Wyjechaliśmy o 5:15. Na początku euforia. Mieliśmy sprawne rowery. Do Łowicza nieźle pruliśmy. W samym mieście kupiliśmy widokówki i film do aparatu, Przegląd Sportowy – nie wiadomo po co. Miasto bardzo wyładniało. O 8- ej zaczęło wiać i grzać. Było naprawdę ciężko. W Sannikach oglądaliśmy pałac w którym bywał i grywał Fryderyk Chopin. Marcinowi odpadł licznik – naprawialiśmy. Dalej teren był raczej płaski, ale cały czas wiało z północy. W Gąbinie odpoczywaliśmy w okolicy brzydkiego kościoła. Zegar na wieży wygrywał kuranty. Potem mijaliśmy piękne krajobrazy. Podziwialiśmy dolinę Wisły, Petrochemię Płock. Wydawało się, że miasto jest blisko. Po odpoczynku na wale wiślanym, męczyliśmy się sromotnie zanim wjechaliśmy na przedmieścia Płocka. Wjechaliśmy nieprawidłowo na most. Nie dość tego po przekroczeniu, wróciliśmy w celu zrobienia zdjęcia. Mieliśmy sympatyczne przepychanki na moście z innymi rowerzystami. Musieliśmy zawracać maszyny na jednym kole, tuż nad barierką. W mieście na promenadzie podziwialiśmy płocczanki i gadaliśmy z panią – git i panem – gitem. Zostaliśmy obdarowani mięsem drobiowym. Źle się poczułem, więc zwiedziłem miejskie WC. Za darmo promocja czy jak. Oni wszyscy są mili i mili. Para gitowa skierowała nas na kebaba za 5 zyli. Nie mogłem się napatrzyć na panią sprzedawczynię. Inne z jubilera pomogły nam wyjechać z miasta. Czekał na nas 60 kilometrów maraton przerywany odpoczynkami. Te zaś doprowadzały nas niemal do śpiączki. Dlatego od czasu do czasu konwersowaliśmy. Marcin miał nosa. Dostaliśmy nocleg w Lipnie. Śpimy u miejscowego proboszcza. Uraczył nas herbatą i mogliśmy się umyć w zamian za nasze dane osobowe. Wszyscy się o nas martwią i łażą przy nas. Proboszcz był u nas w Bedoniu jak zdawał maturę. Kościelny w wojsku w Łodzi. Oglądaliśmy mapy i planowaliśmy jutrzejszy dzień. Teraz powoli idziemy spać w pięknym ogrodzie, jak nam sąsiad pozwoli. Dane nie są obiecujące, pogoda tak.

Dzień 2 9-08 Sobota 121 KM
Trasa: Lipno → Golub-Dobrzyń → Wąbrzeźno → Radzyń Chełmiński → Grudziądz → Nowe.

Drugi dzień a jakby kampania. Gdzie to zło na świecie. Znowu wszyscy są mili i mili. No może w nocy gdzieś w murach , krzakach. Siedzę niczym mnich kronikarz w kapturze blisko gotyckiego kościoła. I piszę, opisuję kolejną wyprawę, dobrze, że nie krzyżową. Awansowałem – mam stół, a nie tak jak wczoraj własne kolano. Ranek zaczął się rewolucjami w brzuchu Marcina. Nie spał już od piątej. W nocy szukał powietrza i tak rozbolało go gardło. Ja koniecznie chciałem odszukać coś na komórce – bezskutecznie.
W tym momencie mamy już zupkę i herbatę. W Nowe jest naprawdę dobrze. Zegar wybija 20 – stą. Wracając do ekscesów Marcina zakończyły się happyendem na stacji Orlenu. Kierowaliśmy się na Golub. Na obwodnicy było lotnisko tzn. tak płasko. W drodze na Kikół góra – dół, ale za to jak pięknie. Zaczęły się prawdziwe doliny, wzgórza, jeziora, stare domy ( te opuszczone też ). Niebo od rana zachmurzone, jak zawsze. Widzieliśmy ludzi jak czekali po chleb. Nawet czuliśmy zapach chleba. Mimo to jechaliśmy dalej. Przed Zbójnem czekałem w trzyosobowej kolejce w sklepie. Koleś kupował jakąś paszę. Jezu ile to trwało. Następny zachwycał się nowym pasztetem. Kupiliśmy dwa chleby = dwa dni. Troszkę nas poświęciło. Jak zwykle goniłem traktor. Taktyka Marcina na ciepłe ubieranie się skończyła się pod Golubiem. W samym mieście zwiedziliśmy otoczenie zamku. Podobno jeden z najpiękniejszych w Polsce. Mi podobały się armaty, szczególnie jedna – chyba kolubryna. Zamek zwiedzaliśmy w dwóch turach po jednej osobie. Na zamek był niezły podjazd. Zjechaliśmy do miasta chyba dla samej radochy wiatru we włosach. Na rynku dowiedzieliśmy się, że woda jest droższa i, że wracamy z powrotem na zamek. Pokiwaliśmy głowami w poziomie i hajda dalej.
Wąbrzeźno i słynny skup zboża w elewatorze. Tory kolejowe idą przez całe miasto. Siedzieliśmy w bramie. Zrobiliśmy zakupy: owoce, woda itd. Ku zmartwieniu Marcina kartek pocztowych nie ma.
Radzyń Chełmiński to nieciekawy rynek, ale na dole super ruiny zamku krzyżackiego. W jego terenie mieści się boisko piłkarskie. Tak szybko jak opuściliśmy miasto, byliśmy z powrotem. Deszcz. Z cukru nie jesteśmy, ale... Jak na panów przystało zamówiliśmy obiad. Stawka 4 zł – bulion i pomidorowa. Po drodze do Grudziądza przy zjeździe mój namiot i woda postanowiły wyskoczyć na pobocze. Marcin zrobił zakupy w dziwnym hipermakecie. On kupował ja gawędziłem z byłymi łodzianami. Jeden z nich powiedział, że promy nie chodzą. Zjedliśmy małe co nieco na skwerze i przekroczyliśmy Wisłę wietrznym mostem. Wisła to potęga. Włączyliśmy się do konduktu weselnego. Mijaliśmy z 10 bram. Mieliśmy pomysł, żeby zrobić jakąś...Jakoś doczłapaliśmy się do pięknego Nowego z dwoma starymi kościołami. Czekaliśmy całe nabożeństwo na proboszcza. Śpimy w salce. Mamy wrzątek, prysznic, dach nad głową. Proboszcz zabrał dowód. Odda? Spotkaliśmy w Nowym pobratymców przygody rowerowej z Gdańska ( 3 osoby mieli super sprzęty ).

Dzień 3 10-08 Niedziela 167 KM.
Trasa: Nowe → Gniew → Pelpin → Tczew → Pruszcz Gdański → Gdańsk →
Sopot → Gdynia → Rumia → Reda → Puck →Władysławowo.

O 6:30 poszliśmy na mszę św. Trochę przysypialiśmy, ale co tam. Pożegnaliśmy się z młodym księdzem. Aha! Super wystrój kościoła. Barok, ale różowy, pomimo to piękny. No i organista – wirtuoz jakich wielu. Dawał po garach na finish. Od rana jechaliśmy jedynką. Szło naprawdę nieźle. Nie za dużo podjazdów, dobra prędkość. W Gniewie zwiedzaliśmy zamek. Na nieszczęście byli tam gorsi niż harleyowcy i dresiarze czyli harry-poterowcy. Walnęliśmy plakat dni rycerskich. Aha! Sam zamek niczego sobie. Klasa sama w sobie – dużo przestrzeni i sprzętów z różnych epok. Dla każdego coś miłego i...miłego. Na zamkowym dziedzińcu było zimno, więc przenieśliśmy się na rynek. Tam szybkie śniadanko zakrapiane truskawkową maślanką. Wyjechać z obrębu murów to wielka sztuka. Grochowiakowi zachciało się Pelpina. Dobrze za cenę kiepskiego asfaltu, PGR- ów, niekończących się pól zboża i stad bizonów i claasów. Sama katedra ogromna. Podobno druga w Polsce. Bogata kapiąca złotem ( 21 ołtarzy ) itd. Ambona – Samson rozdzierający paszczę lwa. Katedra jest tak duża, że nie mieści się w obiektywie. Po drodze mieliśmy próbę wody ( symboliczną ). Opony były mokre, aż do Tczewa. Oczywiście przegapiłem zjazd do tego miasta. Siedzieliśmy w parku i gapiliśmy się jak dzieciaki dokazują we fontannie. Marcin załapał się na promocję wody. 0,80 gr. za 1,5 l chuj wie jakiej. Dalej potworna jedynka. Zakup śliwek po trosze robaczywych i jazda nieczynnym pasem donikąd. Kupiłem jeszcze dwa pomidory malinowe. Pani sprzedawczyni ma znajomych w Świnoujściu na Rycerskiej. Pruszcz – jedzonko i aprobata jakiejś rodzinki, której skończyło się paliwo. Gdańsk. Dym zwiastował coś, czego nie rozumieliśmy- pożar w stoczni. Ścisnęło mnie po śliwkach. Uratował mnie toi – toi niedaleko Długiego Rynku. Policja zdjęła nas z trasy. I tak to potem olaliśmy. Ścieżki czasami owszem, ale raczej nie. Dalej walka by zdążyć nad morze o przyzwoitej porze. Przegięliśmy z dystansem, ale dojechaliśmy tuż po zachodzie nad sam brzeg. Jeszcze raz zmieniliśmy miejsce noclegu tuż za wydmami. Zasnęliśmy nerwowym snem na początku płw. Helskiego. Po prostu to było ekstremalne jak powiedział Marcin przed chwilą, po czym zasnął.

Dzień 4 11-08 poniedziałek 112 KM.
Trasa: Władysławowo → Jastarnia → Hel, (pociągiem z Helu do Władysławowa ) →
Przylądek Rozewie → Karwia → Żarnowiec → Wicko → "Poraj”.

Pobudka bardzo wcześnie – godzina 4:30. Morze szumi nieustannie. Postanowiliśmy przystąpić do porannej toalety. Polegała ona na spokojnym myciu zębów i gwałtownym wtargnięciu w wezbrane fale Bałtyku. Świtało. Słońce zmieniało kolor morza, nieba. Od brązów do granatu i szarości. Woda wydawała się ciepła – około 20 st. Dno nierówne, fale biły mocno. Byliśmy pod wrażeniem. Marcinowi zrobiło się nawet ciepło. Cóż z tego, bo przecież zgłodniał. W Chałupach ławeczka, widok na zatokę Pucką i śniadanko. Kużnica, Jastarnia – trochę ścieżek, szosy, domów. Dalej lasy, lasy, wojsko, przejazd kolejowy – stop. czterech żołnierzy. pierwszy nic , drugi radio, trzeci plecak, czwarty obiad. Pełni zapału ruszyliśmy na podbój Helu. Zaczęliśmy od portu wojennego. Zakończyliśmy na bramie wjazdowej. W rezultacie 2 wody, maślanka, piwo. O wiele szczęśliwsza była lewa strona miasta - port rybacki. Na falochronie wyznaczaliśmy pozycje miast zatoki. Obok nas odpoczywało towarzystwo – papierosy, piwo, chipsy. Małe tourne po mieście. Pod prąd oczywiście. Grochowiak pomylił pociągi dzięki temu Marcin mógł bezstresowo oddać klocka. Pociąg - pan konduktor wiążący drzwi końcowe sznurkiem. Spóźnieni sprzątacze z okrzykiem O Boże rowery! Okno w przedziale, które otwierało się tylko na chwilę. Głos Wybrzeża totalny brukowiec. Marcin przyblokował chętnych rowerzystów na tył wagonu. We Władysławowie słynna ewakuacja, pomimo braku peronu. Na stacji o jedną za wcześnie – port ryba śledziem jedzie. W rezultacie ja w rowie Marcin torami. Do Rozewia i Jastrzebiej Góry kostka – typowo niemiecka. Tego dnia mieliśmy sporo szybkich zjazdów i bardzo wolnych podjazdów. Doliny, bukowe lasy – przepiękne. W Choczewie do wyboru budka z piwem, w tym grill, budka z zapiekankami i restauracja. Gdzie wchodzi Marcin. Do restauracji, daje cynk o bigosie za 5 zł i daje nura do wuja czesia. Bigos smakował owszem, byle bez listków laurowych i tajemniczych czarnych kulkach. Ponure plany Marcina. I dobry koniec dnia. Nocleg w Poraju – 107 letni dom. Staw, konie, trawa, piwo. Pani starsza i wyższa młodsza użyczyły nam terenu pod namiot. Cykanie świerszczy, klucz prawdopodobnie łabędzi zmierzający na północ. Aha jeszcze gęsi na podwórzu. Nic tylko spać, spać i spać....
Dostaliśmy 6 ogórków od pani właścicielki.

Dzień 5 12-08 wtorek 156 KM.Trasa: "Poraj” → Słupsk→ Darłowo→ Dąbki→ Łazy→ Mielno→ Sarbinowo.

Noc nie była najlepsza – padało kawał nocy. Zmokła foczka, Marcin mimo, że spał w namiocie. Zmókł, bo przytulał się do ściany namiotu. W nocy musiałem wstać – ratowałem ten zeszyt i mapy. Rano wyjazd i wielkie suszenie. Ja ręcznik kąpielowy, Marcin śpiwór. M. wyglądał jak rycerz na opancerzonym koniu. Śpiwór powiewał prawidłowo do czasu zjazdu – wkręcił się w koło. Po drodze zobaczyliśmy wystawionego przy drodze naszego przejazdu mig – a 23 – ego. Niezła maszyna. Do Słupska walczyliśmy dzielnie. Do miasta zjazd niestety po morderczej kostce – bardzo niewygodnej. W mieście odpoczywaliśmy na dworcu. Ponownie spotkaliśmy się z podziwem niektórych podróżnych. Wypiłem czekoladę. To miał być dzień prawdy i rzeczywiście nim był. Zaczynał się upał. Jechaliśmy przez zróżnicowany teren. Wzdłuż morza, ale bardziej w kierunku brzegu. Niedzielni turyści już zawracali, a my ciągnęliśmy. Mijaliśmy krajobraz w kratę – czyli przez wsie budowane z muru pruskiego. Tego dnia naprawdę lał się gorąc z nieba. W jakimś spożywczaku zjedliśmy po pandzie. Na horyzoncie widzieliśmy wiatraki. Skręciliśmy do jednej z grup wiatraków koło Darłowa. Duży podjazd i są. Wielkie, ale ciche. W Darłowie zrobiliśmy zakupy u braciszka franciszkanina. Ryby naklejki, koszulkę itp. Ryby odpadły niebawem. W Dabkach zważyłem się – 67 kg. Potem objechaliśmy jez. Bukowo. Łazy , Unieście to dziury. Pełno krzaków. Straszne. Przepuściliśmy traktor – szambo. Potem jechaliśmy za nim kilka km. W Mielnie musieliśmy ostro zwolnić. Wszystkie rozrywki Polski i paradowanie po chodnikach i ulicy. Straszny motłoch. W Chłopach jechaliśmy tuż nad morzem polną drogą. Zmierzchało. W Sarbinowie weszliśmy na pole namiotowe pana z małą główką. Marcinowi wydał się podejrzany. Poszliśmy na pole naprzeciwko do pana z wąsem. Na polu było miejsce na przybicie drogowskazu ze swoja miejscowością i odległością do niej. Najpierw musiałem rozmawiać z obcokrajowcem. Kiedy się rozbijaliśmy z naszym majdanem, było już ciemno. Marcin wykąpał się w kabinie, ja wcześniej w morzu. Cały czas ktoś deptał nam śledzie i do późna gadał. Marcin chrapał.

Dzień 6 13-08 Środa 155 KM.
Trasa: Sarbinowo → Kołobrzeg → Dźwirzyno → Mrzeżyno→ Niechorze →
Trzęsacz → Międzywodzie → Międzyzdroje → Świnoujście.

Oj nie zerwaliśmy się wcześnie i rześko. To miał być ostatni dzień podróży i nim był, ale bardzo ciężki. Byliśmy w drodze, słońce wstawało za nami. Rzut oka na latarnię w Gąskach i do Kołobrzegu słynną już 11 – stką. W mieście zjedliśmy śniadanie w porcie. Widzieliśmy jak wciągają bandery na okręty wojenne. Jak zwykle maślanka mnie pogoniła, no a kible miejskie jeszcze pozamykane. Zawitaliśmy do parku miejskiego. Potem do sklepu rowerowego. Jakoś nie mogliśmy znaleźć drogi wyjazdowej z miasta. Do Dźwirzyna prowadził super asfalt. Niestety kończył się przy hotelu Senator. Potem już tylko płyty, płyty i wciąż betonowe płyty. W Mrzeżynie trochę asfaltu. Spotkaliśmy beznadziejną ekipę rowerową. Za rzeką Regą jechaliśmy po kostce kamiennej wiodącej do jednostki wojskowej. Straszne wertepy. Droga skończyła się. Musieliśmy zejść na plażę. Wykąpaliśmy się w naprawdę czystym morzu. Chodziliśmy po czystym piasku. Jechaliśmy na granicy morza i lądu, tam gdzie piasek był najtwardszy. Było gorąco, ostro pracowaliśmy i bardzo się pociliśmy. Tego dnia spotkaliśmy mnóstwo wypraw. Pod koniec piesek nie był już tak twardy i zapadaliśmy się. Jednak najgorszą mordęgą było wytoczenie rowerów przez plażę na ląd. Robiliśmy to na zmianę mocnymi zrywami. W Pogorzelicy wylądowaliśmy daleko w lesie tuż przy torach kolejowych. W Niechorzu zjedliśmy obiad. Dobre rybki. Posiedzieliśmy w Trzęsaczu. Przy wyjeździe myknęła nas dwuosobowa ekipa. Po lotnym powitaniu przyłączyliśmy się. Jechali 30 km/h i to całkiem swobodnie. Tempo było naprawdę mordercze. Przed Międzywodziem Marcina przystopowała przechodząca baba. Stracił do nas dystans. Skontrowałem grupę przy samym dojeździe ostrym finiszem. W Międzywodziu wszyscy łapaliśmy drugi oddech. Marcin dojechał wkrótce. Bez słowa wszedł do sklepu i strzelił Power rid’a. Na propozycję dalszej jazdy z nimi podziękowaliśmy im. Ja musiałem się pokrzepić mocnym piwkiem. Zaczęła się ciężka wspinaczka do Międzyzdrojów. Mieliśmy małą konfrontację rowerową z pewną parą. Na nasza niekorzyść. Podjazdy, a później zjazdy były iście górskie. W Międzyzdrojach siedziałem na ławce, a Marcin zginął na poszukiwaniu chleba na ponad pół godziny. Później aż do dużego promu grzaliśmy niczym wiatr. Przeprawa Karsiborem i krótka dojazdówka do osiedla Zachodniego – celu naszej wyprawy.

Dzień 7 14-08 Czwartek 70 KM.
Trasa: Osiedle zachodnie → Latarnia Morska → Alhbeck → Heningzdorf → Banin (Niemcy) → Osiedle Zachodnie→ Wiatrak→ Osiedle Zachodnie.

Zwiedzanie Świnoujścia i okolic. Ten dzień był nadzwyczaj spokojny. Wyjechaliśmy dopiero około 10 – tej rano. Po przeprawie małym promem Bielikiem na Warszów udaliśmy się na latarnię morską oddaloną o10 km drogi. Jest ona najwyższą latarnią w Polsce. Zapięliśmy rowery i Marcin w samotnej walce ze stopniami dotarł na szczyt. Marcin był pod wrażeniem widoku, który zobaczył. Widział Świnoujście, porty, Międzyzdroje i niemieckie wybrzeże. Po powrocie do miasta w „słodkim centrum” w „Gryfie”, zjedliśmy szybki smaczny obiad. Pojechaliśmy przekroczyć granice naszego kraju. Jakiś czas jechaliśmy lasem. Potem skręciliśmy nad morze. W Alhbecku jechaliśmy ścieżką rowerową, która była wysypana szutrem. Zwiedziliśmy molo. Marcin nie ufając swoim rodakom zapiął swojego Authora. Niemcy wpierniczali pizze do samego końca. Pewnie dlatego, że była po 9 euro. Bylibyśmy nikim, gdyby na obczyźnie nie spotkała nas przynajmniej jedna przygoda. Zaczęło się niewinnie. Niemcy jechali powoli. Nam się spieszyło. Wykorzystywaliśmy każdą lukę by kogoś wyprzedzić. Nagle przed sobą usłyszeliśmy cienki głosik dziewczynki śpiewającej obcą nam piosnkę. Coś na styl „Eo...eo”. Niedługo potem przed nami jeden rower dalej doszło do potrącenia. Jadący rowerzysta z przeciwka bąbnoł przechodzącą babę przez ścieżkę. Babka w milczeniu pokuśtykała w pobliskie szuwary. Bardzo nas to rozbawiło. W Heringsdorfie kąpaliśmy się w morzu. Jedna babka bez żenady z gołymi cycami wlazła do wody ze swoim dzieciakiem. Na ichnim deptaku zmieniałem majty, Marcin kupował pocztówki za pół euro, a Niemiec pytał mnie o coś czego nie rozumiałem. Wybrzeże niemieckie jest bardzo podobne do wybrzeży Normandii. Domy stoją nad morzem nie osłonięte lasem, są zresztą bardzo zadbane i bogate. Na plaży budki ratownicze przypominają te ze „Słonecznego patrolu”. Tylko gdzie ta Pamela się podziewa... Wróciliśmy do kraju. Wieczorem odwiedziliśmy wiatrak – symbol Świnoujścia. Patrzyliśmy na promy wychodzące wieczorem w morze. Marcin podpisał się na pamiątkę na wiatraku. Do Łodzi wróciliśmy drogą kolejową. Do następnej wyprawy!

20 Sierpnia 85 KM. – Dookoła Łodzi z Przemkiem
Trasa: Andrespol → Bedoń → Nowosolna → Wilanów → Łagiewniki → Zgierz → Aleksandrów Łódzki → Konstantynów Łódzki → Pabianice → Rzgów → Wola Rakowa → Dom.


TYSIĄCE KILOMETRÓW

11000 Kilometrów 22 Styczeń
12000 Kilometrów 12 Marzec
13000 Kilometrów 22 Kwiecień
14000 Kilometrów 18 Maj
15000 Kilometrów 13 Czerwca
16000 Kilometrów 10 Lipca
17000 Kilometrów 5 Sierpnia
18000 Kilometrów 14 Sierpnia
19000 Kilometrów 12 Maj
19079 Kilometrów 31 Grudnia



Miasta w których byłem w tym roku

1(25) Rychwał 2(26) Czerniejewo 3(27) Głowno 4(28) Poddębice 5(29) Zagórów 6(30) Łowicz 7(31) Płock 8(32) Lipno 9(33) Gąbin
10(34) Nowe 11(35) Golub-Dobrzyń 12(36) Radzyń Chełmińskki
13(37) Wąbrzeżno 14(38) Grudziądz 15(39) Gniew 16(40) Pelpin
17(41) Czarlin 18(42) Tczew 19(43) Pruszcz Gdański 20(44) Gdańsk
21(45) Sopot 22(46) Gdynia 23(47) Rumia 24(48) Reda 25(49) Puck
26(50) Władysławowo 27(51) Jastarnia 28(52) Hel 29(53) Wicko
30(54) Słupsk 31(55) Darłowo 32(56) Kołobrzeg 33(57) Międzyzdroje
34(58) Świnoujście 35(59) Ahlbeck (Niemcy) 36(60) Bansin (Nikemcy).


Rekordowe Dystanse

08 Czerwiec 240 Kilometrów
08 sierpień 175 Kilometrów
10 sierpień 167 Kilometrów


Rok 2004

18 Kwietnia 100 KM. – wypad z kołem PTTK.
Trasa: Andrespol → Łódz Nowomiejska → Wistikno → Wola Rakowa → Pałczew → Czarnocin → Będków → Ujazd → Rokiciny → Kurowice → Andrespol → Dom.

1 Maja 80 KM.
Trasa: Andrespol → Ujazd → Wolbórz → Moszczenica → Kalska Wola → Czarnocin → Brójce → Wola Rakowa → Dom.

3 Maja 85 KM.
Trasa: Wola Rakowa → Czarnocin → Moszczenica → Raków → Srock → Tuszyn → Rzgów → Łódź CZMP → Łódź Wiskitno → Feliksin → Dom.

6 Maja 85 KM.
Trasa: Andrespol → Bezeziny → Jeżów → Uzajd → Rokiciny → Kurowice → Wola Rakowa → Dom.

11 Sierpień 70 KM.
Trasa: Andrespol → Park Krajobrazowy Wzniesień Łódźkich → Dobra → Kołacin → Rogów. Z Rogowa wróciłem pociągiem do Bedonia bo złapałem gumę.

31 Sierpień 60 KM.
Trasa: Wola Rakowa → Rzepki → Czarnocin → Będków → Rokiciny → Żakowice → Gałkówek → Justynów → Andrespol → dom.

9 Październik 80 KM.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Jeżów → Ujazd → Rokiciny → Kurowice → Andrespol → Dom.


TYSIĄCE KILOMETRÓW

20000 Kilometrów 13 kwiecień
21000 Kilometrów 16 Maj
22000 Kilometrów 3 Sierpień
23000 Kilometrów 10 Wrzesień
24000 Kilometrów 9 Październik
24757 Kilometrów 31 Grudzień


Miasta w których byłem w tym roku

Nie odwiedziłem nowych Miast

Rekordowe Dystanse

18 Kwiecień 100 Kilometrów
03 Maj 85 Kilometrów
01 Maja 80 Kilometrów


Rok 2005

27 Kwiecień
Zmiana opony z przodu na tył, nowa opona założona na przedzie. Na starej tylniej zrobiłem 8732 KM.

25 Czerwiec 100 KM.
Trasa: Andrespol → Bedoń Wieś → Wiączyń → Nowosolna → Łagiewniki → Łódź Widzew → Mileszki → Andrzejów → Feliksin → Dom → Wola Rakowa → Wardzyn → Dalków → Czarnocin → Dalków → Wardzyn → Wola Rakowa → Wiskitno → Feliksin → Dom.

28 Czerwiec 110 KM.
Trasa: Wola Rakowa → Rzgów → Pabianice → Łask → Zduńska Wola → Łask → Pabianice → Rzgów → Wola Rakowa → Dom.

9 Lipiec 242 KM. – obecny rekord!
Trasa: Andrespol → Łódź → Konstantynów Łódzki → Lutomiersk → Szadek → Warta → Opatów → Kalisz → Opatów → Błaszki → Sieradz → Zduńska Wola → Łask → Pabianice → Rzgów → Wola Rakowa → Dom.


17 Lipiec 125 KM.
Trasa: Andrespol → Łódź → Łagiewniki → Dąbrowa Wielka → Emilia → Ozorków → Łęczyca → Góra Św. Małgorzaty → Modlna → Stryków → Sierżnia → Byszewy → Nowosolna → Wiączyń → Bedoń Wieś → Andrespol → Dom.

7 Sierpień 140 KM.
Trasa: Andrespol → Kurowice → Zamość → Będków → Lubatów → Wolbórz → Golesze → Sulejów → Podklasztorze → Smardzewice → Borki → Kuzociny → Będków → Czarnocin → Dalków → Kurowice → Andrespol → Dom.


TYSIĄCE KILOMETRÓW

25000 Kilometrów 28 styczeń
26000 Kilometrów 11 kwiecień
27000 Kilometrów 13 czerwiec
28000 Kilometrów 6 Lipiec
29000 Kilometrów 28 Lipiec
30000 Kilometrów 25 Wrzesień
30636 Kilometrów 31 Grudzień


Miasta w których byłem w tym roku

1(61) Warta 2(62) Opatów 3(63) Kalisz 4(64) Błaszki

Rekordowe Dystanse

09 Lipiec 242 Kilometrów
07 Sierpień 140 Kilometrów
17 Lipiec 125 Kilometrów


Rok 2006

To był najgorszy jak do tej pory rok w historii moich rowerowych wypraw bo najpierw ukradli mi licznik a w sumie do sierpnia zrobiłem tylko 800 KM.

15 Sierpień 80 KM.
Trasa: Andrespol → Brzeziny → Jeżów → Kołacin → Niesółków → Nowosolna → Andrespol → Dom.

Była to właściwie pierwsza moja wyprawa w tym roku. Wcześnie jakoś się nie mogłem zebrać do jazdy na rowerze zawsze były ważniejsze sprawy. No więc wstałem o godzinie szóstej rano rzeczą oczywistą dla mnie było że trzeba najpierw spełnić mój chrześcijański obowiązek a potem dopiero przyjemności..
Z domu wyjechałem o godzinie 8:40. pierwsze 15 Kilometrów do Brzezin jechałem na spokojnie 20-23 km/h. W Brzezinach miałem 30 minutowy postój z tej racji że czekałem n a Jacka i jego kolegę. Miałem wtedy czas aby spożyć moje śniadanko, którego nie miałem okazji wcześniej zjeść. O godzinie 9:30 ku mojemu zdziwieniu punktualnie na horyzoncie pojawił się Jacek ze swoim znajomym. Po 10 minutowej naradzie co do trasy naszej wyprawy wyruszyliśmy w stronę Jeżowa. Na dzień dobry trochę zawijasów w mieście, potem już tylko podjazd za miastem i prosta do Jeżowa. Trasa krajowa nr. 72 w ten Świąteczny dzień o wiele spokojniejsza niż zwykle. Wiatry nam sprzyjały więc gnaliśmy z prędkością między 25 a 30 km/h. Dopiero na podjeździe pod Rogowem wyszło, kto jak jest przygotowany i jaki ma sprzęt. Ja z kolegą Jacka zostaliśmy na górce z tyłu, a Jacek pognał pod górę z prędkością 28km/h co dało mu się we znaki. Po dojechaniu do Jeżowa zrobiliśmy 30 minutowy odpoczynek, była gadka o sprzętach i regeneracja sił. Z Jeżowa skręciliśmy na Skierniewice i pięknym zjazdem pognaliśmy w dół, aby po chwili odbić na Kołacin. Niestety wiatr, który nam sprzyjał w tym momencie zaczął nam przeszkadzać co spowolniło naszą ekipę. Trasa ogólnie nudna pola wiochy lasy i trochę nierówny asfalt. W Kołacinie był odpoczynek zakupy i osy, które bardzo działały mi na nerwy. Z Kołacina dalej pod wiatr mijając kolejno Wole cyrusową. Niesółków. Przed Sierznia miałem kryzys, wiatr dał mi ostro w kość. Zatrzymaliśmy się na odpocznie w Sierzni. Dalej do Starych skoszew, gdzie dziś odbywał się parafialny odpust, więc mieliśmy mały slalom pomiędzy ludźmi walającymi się po środku drogi. Dalej Byszewy no i morderczy garb Łódzki ostry ponad półkilometrowy podjazd. Ja się zawziąłem i postanowiłem wjechać na twardzielu w co włożyłem resztki sił W Nowosolnej przyszedł czas na odpoczynek i pożegnanie się z kolegą Jacka. Odpoczywaliśmy na przystanku autobusowym gdzie starsze panie lamentowały że im autobus uciekł. Dalej już we dwójkę przez Wiączyń, Andrzejów i Bedoń gdzie właśnie zwijał się odpust dotarliśmy do Andrespola. Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy do domów.

21 sierpień 50 Kilometrów.

Dzień ten był dniem w który wyrusza na pielgrzymi szlak 81 Piesza Pielgrzymka Łódzka na Jasną Górę. Swego czasu ja również pielgrzymowałem razem z nimi. Postanowiłem więc ich odwiedzić. Wyjechałem z domu o godzinie 10, myśląc że pewnie są już gdzieś koło pierwszego postoju w Łaskowicach. Tego dnia miałem dużo pary w nogach więc jechałem w granicach 25-30 km/h. Po przemknięciu przez Łódź skręciłem w Chocianowicką
i ku mojemu zdziwieniu ujrzałem grupą „10” PPŁ. Po „pyknięciu” &bdquoyszki” pognałem do mojej starej znajomej „dziewiąteczki”. Przywitałem się z Piotrkiem i poprosiłem o pozwolenie wyprzedzenia grupy. Po wyprzedzeniu grupy stanąłem na chodniku i pozdrawiałem ziomków z „dziewiąteczki” po chwili byłem już na tyłach i kroczyłem za grupą. Nie miną kwadrans a nadszedł pierwszy postój dla pielgrzymki. Po małym odpoczynku pożegnałem się ze znajomymi pojechałem sam dalej. Po drodze wpadłem do bratowej na małą herbatkę, aby po kwadransie gnać przez Gospodarz, Rzgów do Woli rakowej. Była to naprawdę niezła jazda w granicach 30 km/h. Po krótkim odpoczynku we Woli Rakowej udałem się do domu.

24 sierpień 140 KM Trasa: Wola Rakowa → Czarnocin→ Piotrków Trybunalski→ Kamieńsk→ Radomsko→ Brzeżnica→ Jasna Góra.

Przebudziłem się w środku nocy, wiedziałem że mam jeszcze dwie godziny czasu do pobudki, lecz po kilku minutach postanowiłem wstaje. Mocna kawa na dzień dobry pakuje ekwipunek i wyjeżdżam o godzinie 1:15. Ciemno wszędzie, moje pierwsze kilometry za moją osadą po ciemku nie było to dla mnie przyjemne ale po kilkudziesięciu kilometrach przyzwyczaiłem się Czarnocin mijam kościół zegar wybija godzinę drugą lekki wiatr w plecy aż ciarki ze strachu przechodzą. Pierwszy (techniczny) postój miałem po 20km zgrzałem się i ściągałem bezrękawnik. Już na trasie Koluszki – Piotrków dostrzegłem zaletę jazdy nocą a mianowicie puste drogi. Wystarczyło tylko dobre oświetlenie i można jechać całą noc. Na podjeździe nad „Gierkówkę” w Piotrkowie zrobiło mi się troszkę lżej, za sprawę dziury w sakwie przez którą wypadło mój napój. Zatrzymałem się i pozbierałem na spokojnie bez pośpiechu dzięki zerowemu ruchowi. Od wspomnianego miejsca do centrum miasta jechałem w niepewności czy przypadkiem nie skręciłem na Kielce trwało to parę kilometrów. Będąc już w centrum miasta. Zrobiłem pierwszy 10 minutowy postój. Wynik: godzina 3:15 – 42km. Dalej jechałem starą trasą na Radomsko. Odcinek do Kamieńska dłużył mi się niemiłosiernie, dopiero po godzinie gdy ujrzałem wielką oświetloną górę po mojej prawej stronie wiedziałem że jestem w pobliżu miasta. Do Kamieńska wjechałem o godzinie 4:45 – 70km, w centrum miasta zrobiłem 15 minutowy postój. Wyjeżdżając z Kamieńska już świtało a wraz z tym ruch na drodze był coraz większy. W porównaniu z poprzednim odcinkiem ten do Radomska miną mi w oka mgnieniu. W Radomsku byłem o 5:45 – 85km na liczniku. Dalej skierowałem się na Brzeźnicę, lecz nie znając miasta pomyliłem drogi i musiałem nadrabiać „Jedynką”, odbiłem na wiochy i po godzince byłem w Brzeźnicy. Czułem już że jestem blisko Łódzkiej pielgrzymki, mijałem inne przy okazji spotkałem przelotem starego znajomego księdza. Przed godziną ósmą byłem już na tyłach mojej &bdquoziewiąteczki”. Po dwóch odcinkach ostatnie 20km pojechałem sam na Jasną Górę, pod jej szczytem byłem o 12:30. 26 sierpień 140 KM

Trasa: Jasna Góra → Brzeżnica → Szczerców → Bełchatów → Dłutów → Tuszyn → Modlica → Pałczew → Wola Rakowa → Dom.
Powrotna trasa z Jasnej Góry: Po głównych uroczystościach około godziny 1330 wsiadłem na rower i skierowałem się na Brzeżnicę. Na ostatnich światłach w Częstochowie podjechał jakiś jegomość na koralce i spytał dokąd jadę, odpowiedziałem że do Łodzi i ruszyliśmy dalej razem. Jegomość zaserwował tempo na 30, które mi bardzo odpowiadało. Zatrzymaliśmy się pod Brzeżnicą, już po godzinie jazdy. Krótka rozmowa o sprzęcie oddanie i pobranie płynów i dalej na traskę. Z Brzeżnicy przygrzaliśmy na Szczerców, gdzieś po 60tce miałem kryzys myślałem już że podziękuje memu kompanowi za jazdę. Na szczęście postój w Szczercowie dał mi kopa. Słodka czekolade + „Tiger” energi drink postawiły mnie na nogi. Do Bełchatowa znów jechało się wyśmienicie. Po przejechaniu miasta pożegnałem się z jegomościem i pognałem do Dłutowa. Dalej wiochami na Tuszyn, robiąc krótkie odpoczynki co 20km. Modlica, Pałczew, Wola Rakowa i o godzinie 20tej byłem w domu.



TYSIĄCE KILOMETRÓW

31000 Kilometrów 17 kwiecień
32000 Kilometrów 24 Sierpień
33000 Kilometrów 17 wrzesień
34000 Kilometrów 19 grudzień


Miasta w których byłem w tym roku

1(65) Radomsko 2(66) Kamieńsk

Rekordowe Dystanse

24 Lipiec 140 Kilometrów
26 Sierpień 140 Kilometrów
?? Wrzesień 125 Kilometrów

Rok 2007

Od stycznia rozpocząłem przygotowania do supermaratonu w Świnoujściu. W Styczniu miałem przygodę z gumą w Koluszkach. Mimo wulkanizacji nie trzymała więc z Koluszek do domu wracałem na piechtę.

14 Kwietnia 2007 VII Supermaraton Rowerowy im Olka CzapnikaDystans 80,160, 240
Długo już myślałem na tym aby kiedyś wystartować w jakimś wyścigu kolarskim.
Z podziwem czytałem opisy wspomnień uczestników tych wyścigów. W ubiegłym roku mój kolega wziął udział w „Klasyku Kłodzkim” zaliczanym do Pucharu Polski w Supermaratonie. Jego Opowieści wspomnienia wzbudziły we mnie chęć uczestnictwa w takiej imprezie. Gdy zimą zobaczyłem kalendarz Pucharu Polski na 2007 rok od razu pomyślałem o wyścigu wokół Wyspy Wolin. Coś dla mnie bo przy okazji będę nad morzem, które kocham prawie tak jak rower. Jackowi też było po drodze do Świnoujście więc postanowione – jedziemy na wyścig! Ja zdecydowałem się wystartować na dystansie 160km a Jacek na 240km. Na tydzień przed wyścigiem kupiłem używaną niemiecką kolarkę to był dobry zakup bo jestem wstanie utrzymać spokojnie na niej tępo 30km/h co na trekingu nie było takie proste. No wię w piątek 13 kwietnia o 6 rano wyjechaliśmy pociągiem nad morze. W pociągu chciałbym to podkreślić i pochwalić PKP za to że jest przedział na rowery. Co trzy lata temu podczas poprzedniej wyprawy w pociągach nie było. W Świnoujściu byliśmy około 15tej, po zakwaterowaniu i odchaczeniu w biurze maratonu udaliśmy się nad morze. Plaża w tej porze roku jest jeszcze utwardzona, co umożliwiało jechanie rowerem wzdłuż plaży. Sobota 5.45 pobudka! Mycie śniadanie ostanie teorie jak ten wyścig rozegrać. O 8 po przeprawie „Bielikiem” na Warszów dotarliśmy na wzniesienie na którym był start i meta supermaratonu. Jacek rozpoznał kolarza z którym jechał w Klasyku Kłodzkim była krótka rozmowa i wspomnienia. 8.25 START! Nogi miałem jak z waty ze startowej górki połowa ruszyła ostro bo przodu, a ja gdzieś w środku grupy, Zaczepiony za dwoma góralami. Lecz po 15km na wzniesieniach międzyzdrojskich zacząłem odstawać. Na 30km ktoś złapał gumę, patrzę Jacek. Chwilę się zatrzymałem spytałem czy wporzo, już zmieniał dętkę więc ruszyłem dalej. Akurat minęła mnie jakaś laska z KS UZNAM więc podczepiłem się pod nią. W połowie drogi między Międzywodziem a Wolinem minęła mnie jakaś grupka, a w niej Jacek, który ponaglił mnie bym się podłączył. Jechało się super jakieś 30- 35 km/h można było się z chować w grupie przed wiatrem. Po pary kilometrach był nie duży podjazd pod górę zostałem kilkadziesiąt metrów od grupy i nie chcąc nadwerężać się odpuściłem. Do Wolina dostałem samotnie na postój był to 54km. Szybka woda chwila oddechu i dalej 3ką do Świnoujścia. Tu jazda była całkiem całkiem, trasa i metrowy pas bezpieczeństwa. Na mecie pierwszego okrążenia po 80km wjechałem po 185 minutach. Nie odpoczywając zbyt długo bo niecałe 5 minut pognałem na drugą pętlę. Po paru kilometrach mija mnie Jacek i obaj jesteśmy zdziwieni tym faktem. Okazało się że on odpoczywał na mecie a ja nie zauważyłem go. Mieliśmy jechać dalej razem lecz mnie dopadł kryzys, zacząłem opadać z sił i na dodatek tępo spadło do 25. W Międzyzdrojach drugi postój, woda, baton, banan. Na morderczych podjazdach już miałem dość myślałem że odpuszczę bo już wiedziałem że będę „czerwoną latarnią wyścigu” lecz jechałem dalej nic już nie mogłem stracić. W Wolinie na postoju dostałem kanapkę, która należała mi się na również na pierwszym kółku. Być może to przesądziło o mojej porażce lub sprzęt, zastanawiam się nad tym. Na mecie byłem po 420 minutach jazdy, osobiście uważałem to za sukces bo zakładałem około 500 minut. Lecz i tak
Nie jestem zadowolony z tego wyniku bo byłem ostatni i do przedostatniego zarodnika straciłem 50 minut. Być może nie powinienem porównywać się z osobami zdrowymi bo przecież jestem niepełnosprawny ale o wyścigach osób niepełnosprawnych nie słyszałem. Jednak mimo to myślę że kiedyś jeszcze wystartuje na takim wyścigu choćbym miał być ostatni na mecie, bo jest to dla mnie wspaniałe przeżycie. No i jest pamiątkowy medal!


Maj był miesiącem w który podjąłem pracę polegającą na rozwożeniu ulotek, nie miałem czasu na treningi. W maju w samej pracy zrobiłem 839 Kilometrów.

6 czerwiec 100 Kilometrów.
Trening, trening i jeszcze raz trening! Od czerwca nazuciem sobie program treningowy 3 x 100 w tygodniu. Dziś podczas treningu miałem usterkę – pękła mi linka od tylniej przerzutki co nieco obniżyło średnią prędkość a liczby dziś wyglądały następująco: Dystans 102,27 ; Czas 268’56 ; Średnia 22,8 Max prędkość 40,2.
Trasa dzisiejszego treningu: Andrespol → Brzeziny → Kołacin → Jeżów, → Ujazd → Będków → Czarnocin → Rzepki → Pałczew → Wola Rakowa → Dom.


10 czerwiec – czasówka w Skotnikach
To miał być sprawdzian w jeździe indywidualnej na czas. Po supermaratonie w Świnoujściu zasmakowałem w takich imprezach kolarskich więc gdy przeczytałem na stronie „Cyklomaniaka” o „czasówce w Skotnikach” Postanowiłem wziąć udział w tej imprezie. Namówiłem na udział również Adama znajomego z naszej okolicy, który też ostro kręci. Jacek natomiast nie mógł wziąć udziału choć miał wielką chęć. Niedzielny ranek przywitał nas burzą i to już był kiepski zwiastun „burzliwego” dnia. U Adama byłem o 12,30 miałem sprawny rower świeżo po przeglądzie. Zapakowaliśmy rowery na dach samochodu i pojechaliśmy do Skotnik. Podjeżdżając na miejsce startu zahaczyliśmy moim rowerem o rozwieszony baner. Jebut baner nie knięty a mój rower na asfalcie. Wysiadłem pośpiesznie z samochodu patrzę koło wykrzywione „Baran” też nie da się jechaćLtragedia.
Próbowaliśmy pokombinować z kolejnością startową, tak abyśmy zdążyli przejechać dystans tym samym rowerem, ale niestety rozstawieni byliśmy jeden po drugim. Pierwszy miałem jechać ja wzywają na start nr 9 podchodzę i mówię z żałością że nie jadę bo rower mi się zepsuł. Wtedy odezwał się jakiś biker i mówi że pożyczy mi swój rower, ja n niewiele myśląc lece po kask biorą rower i Start. Pierwsza prosta z górki wąska ulica grzeje 40 dohjazsdówka do głównej drogi w prawo letko pod górę mija mnie w tym czasie Adam potem jeszcze jeden gość potem Podjaz, płasko znów podjazd i na ostatnie 1000 m już na ostrzu pod górę i metaJ. Czas 16’08’23/100kwadransik i po bólu. Oddałem pożyczony sprzęt trochę fotek na pamiątkę i oczekiwanie na dekorację. A no i kiełbaska jeszcze byłaJ. Dekoracja bez niespodzianek miejsceLale sam start się liczy. Potem jeszcze losowanie nagród i tu niespodziewanie wylosowano mój numer wygrał koszulkę Team’owąJ.Start nie był najlepszy ale na pewno nie ostatni.

Ten Rok minął mi po znakiem pracy na poczcie szczęście tylko że jeździłem w robocie rowerem, dziennie robiąc 20-30 km, czasami nawet więcej. Rok zakończyłem wynikiem 8046km. Co w porównaniu z poprzednimi latami jest świetnym wynikiem.

TYSIĄCE KILOMETRÓW

35000 Kilometrów 11 Marzec
36000 Kilometrów 14 kwiecień
37000 Kilometrów 14 Maj
38000 Kilometrów 12 czerwiec
39000 Kilometrów 13 Lipiec
40000 Kilometrów 30 Sierpień
41000 Kilometrów 24 Pażdziernik


Miasta w których byłem w tym roku

Niestety nie było nowych miastL


Rekordowe Dystanse

14 Kwiecień 160 Kilometrów
06 Czerwiec 100 Kilometrów
10 Czerwiec 80 Kilomertów

Rok 2008


Rok 2009

Lipiec - 106 KM
z MJ
Brzezyny - Rogów - Świny - Jezów - Głuchów - Budziszewice - Koluszki - Gałków - Andrespol.

1 komentarz: